31 marca 2012

Scrap bez pomysłu też się liczy?

Tak sobie myślałam niedawno: Przyjdzie wiosna, zrobię bilion zdjęć i tylko czasu może mi zabraknąć na realizację wszystkich pomysłów. Dziś od rana planowałam, że wieczorem zasiądę i zrobię coś fantastycznego. Ochoczo zrobiłam pranie, umyłam kuchnię, na 50 tur wniosłam mamie przedświąteczne zakupy, zrobiłam herbatę, zasiadłam z zamiarem dokonania rzeczy wielkich... i po dwóch godzinach siedziałam dalej. Nie byłam w stanie znaleźć żadnego fajnego zdjęcia i żadnej koncepcji, co mogłoby się znaleźć na scrapie. Właściwie zrobiłam cokolwiek tylko dlatego, żeby wypełnić liftonoszkowe zobowiązanie. I żeby jednak przełamać impas. Robienie czegoś na temat braku pomysłu to chyba smutna rzecz. Ale nie pozostało mi nic innego.



Inspirowane pracą Mizi (trzecią od góry) wrzuconą przez Tores.

Niby późno, ale wieczór się jeszcze nie skończył. Może jeszcze mnie najdzie? Proszę.

PS.  Ach, ale jeden plus mam! Jako bazę wreszcie udało mi się wykorzystać papier, na którego drugiej stronie już scrapowałam. Obiecałam sobie zacząć wykorzystywać drugie strony, tam gdzie to możliwe. No i jest. Szkoda, że nie wyszło.

Nie mam

pomysłów. Wkurw mnie ogarnia. A wszyscy dookoła kipią kreatywnością. Ech.

27 marca 2012

Zaczęło się

Pogoda jeszcze nieco kaprysi, szczególnie pod względem temperatur. Słyszałam, że śnieg ma wrócić. Ale nie zmienia to faktu, że jest pięknie, jasno, wiosennie i nawet gdy piździ, chce się wyjść z domu. Dlatego w niedzielę postanowiliśmy trochę zmarznąć i narazić na marznięcie także aparat. Przez ostatnie miesiące służył on głównie do focenia skrapów, ale w końcu mam ochotę taszczyć go ze sobą w torbie. Dla Lubego wiosna oznacza początek sezonu wędkarskiego, a dla mnie - fotograficznego. Stąd taki właśnie lift pracy Core Jones, którą podsunęłam ostatnio Liftonoszkom.

Inną inspiracją dla tej pracy było kolorowe wyzwanie ILS (szarość, pomarańcz i mięta).

A na spacerze jak zwykle się przede wszystkim obżeraliśmy. Wyjście było sponsorowane przez Braci Gesslerów (nie mylić z panią, która zostawia w daniach blond kłaki). Była najlepsza na świecie kanapka z rostbefem, była zupa szczawiowa, potem były lody i rurki z bitą śmietaną. Kochamy tych panów, bo są jednym z niewielu jasnych punktów na mapie warszawskiej gastronomii.






Poza jedzeniem były też różne ładne rzeczy, np. takie:



21 marca 2012

Kulinarny szał oraz ważne ogłoszenie parafialne

Chyba ściąga kulinarna była niegłupim pomysłem, bo ostatnio kombinuję, sięgam pamięcią w różne dziwne rejony i nieco odświeżam kuchnię. Najpierw przypomniałam sobie o zeszłorocznych pieczonych buraczkach z fetą, miodem i sezamem. Z dumą przyznam, że jest to moja koncepcja i naprawdę smak urywa łeb. Inna inspiracja przyszła z niespodziewanego zakątka pamięci - z pracy w biurowcu. Tamtejszy 'pan kanapka' przynosił często dość oryginalne sałatki. Jedna z nich wyjątkowo ciekawa - fenkuł, pomarańcza, mango i pestki słonecznika. Porywające, gdy po zimie tęskni się za świeżością. Te wspominki trzeba było jak najszybciej zapisać w notesie inspiracyjnym. A przy okazji odgrzebałam też mój zeszyt z przepisami, który pokrył się już grubą warstwą kurzu. Powstały przepisy nr 13,14 i 15.
Strona buraczkowa jest przy okazji dość luźnym liftem pracy anai_i, który zaproponowała nam ostatnio matkapolkarzeźbi.





I znane już wszystkim ciacho, bo przepis to niezwykle cenny


Jeśli notka nie ciągnie się Waszym zdaniem dość długo, to dodam jeszcze coś. W liftonoszkowym gronie ostatnio nieco zawęziły się szeregi, prac powstaje nieco mniej niż powinno. Dlatego postanowiłyśmy poszukać wsparcia. Kto chciałby poliftować z nami? Zainteresowane klikają w obrazek:

18 marca 2012

Banoffeeeeeeeeee

Dziś będzie o torcie. Postanowiłam zrobić coś nowego, nie kupować żadnego ciasta, nie piec sernika. A moje myśli wracały wciąż do jedzonego w Londynie banoffee pie. Już podczas konsumpcji przeanalizowałam, że ciasto jest raczej proste i da się zrobić. Mnie wypieki wychodzą zazwyczaj dość słabo, a tu żadnego pieczenia, ha! Sięgnęłam po pierwszy z brzegu przepis i do dzieła. Rany boskie, jakie to jest nieziemsko pyszne. Można nawet zapomnieć, że ma to więcej kalorii niż całodniowy urobek McDonalda. Masło, herbatniki, mleko skondensowane, cukier, znowu masło, bita śmietana, a z owoców najbardziej tuczące banany. Ale naprawdę kij z tym. Warto dla takiego smaku zapierdzielać tydzień na siłowni. Jubilat chyba też zadowolony.








Mam nadzieję, że nie skończy się to zawałem.

16 marca 2012

Urodzinowy tuning

Sezon urodzinowy w pełni. Dziś świętuje Luby. Właściwy prezent dostał już tydzień temu, bo postanowił pożyczyć od koleżanki książkę, którą ja mu chciałam podarować. Miał za to zjebę, focha oraz przedwczesne wręczenie prezentu. No ale, że głupio tak teraz świętować urodziny z pustymi rękoma, to była jeszcze mała niespodzianka.
Jakiś czas temu pozyskałam groupon na fotoksiążki za 5 zł. Taka jestem obrotna. Siedziałam wtedy do czwartej rano i wybierałam zdjęcia. Na koniec okazało się, że przesyłka kosztuje, bagatela, 50 zł, ale to w sumie niezły trik. Siedzisz po nocy, wklejasz te zdjęcia i co, zrezygnujesz na koniec? Na szczęście cena mimo wszystko była dość atrakcyjna jak na trzy książeczki. Tak powstały albumy z Londynu i z naszych greckich eskapad. Plus jeden, którego Luby nie widział, z naszymi fajnymi momentami. To właśnie jego prezent. Same książeczki są jednak troszkę łyse, bo nie chciałam żadnych kolorowych stron, ornamentów, wzorków i innych atrakcji. Dlatego dodałam coś od siebie. Całości pokazywać nie będę, bo większość stron jest podobnie przydekorowana. Dlatego tak wybiórczo:









A teraz zmagam się z 'tortem'. Trzymajcie kciuki!

15 marca 2012

Pepitka handmade

Po krótkiej przerwie na podładowanie akumulatorów, Liftonoszki wracają z III edycją. Aż trudno uwierzyć, jak ten czas śmiga. Przypomina mi o tym album, w którym kończy się miejsce na kolejne skrapy. A jeszcze niedawno świecił pustkami, bo jakoś ta forma nieszczególnie mnie pociągała. Tiaaaaa.
Edycję z hukiem rozpoczęła noomiy, wrzucając na flickra ciekawą pracę Danielle Flanders. Dziewczyny trochę się buntują i jakoś nie chcą się za to wziąć. Ja trochę dumałam, bo mam z tego typu liftami jeden problem. Naprawdę trudno przy takiej kompozycji dodać coś od siebie, pokazać, że to była tylko inspiracja, a nie zżyna. Namyślałam się, jak to obejść, czym zastąpić pepitkowaty wzór albo z czego go zrobić. No i w końcu chwyciłam za farby. Pomazałam, pomazałam i nawet mnie ten efekt zadowolił. Brakowało tylko tła. Mając jednak awizo w torebce mogłam przypuszczać, że na poczcie oczekują już na mnie najcudowniejsze papiórki na świecie. I że tło też jest wśród nich. Jak dobrze się nie mylić.



Jak mi brakowało takiej prostej szarości. Czuję, że zaraz będę ponawiać zamówienie.

14 marca 2012

Mało weny, więc mały notes

Ostatnie dni upłynęły mi na odwyku. Takim od świata wirtualnego. Yyy, bo ja wysoki sądzie, podlewałam kwiatka. I zapomniałam, że kubek jest lekko pęknięty. Yyyy i na router pociekło. A potem już był tylko dźwięk smażenia i zapach smażenia. Myślałam, że bardzo ograniczony dostęp do sieci zmotywuje mnie do wybuchu kreatywności i tworzenia jednej rzeczy za drugą. Ale jakoś nie wyszło. Może brak natychających blogów i zdjęć tam mnie skrępował? W końcu zabrałam się za plan odkładany od dawna i na kolanie machnęłam bardzo, bardzo, bardzo mały notesik. Jego przeznaczeniem jest spisanie pomysłów na żarcie - śniadania, obiady, przekąski, desery. Nie przepisów, tylko hasłowo. Ostatni brak weny fatalnie odbija się na kuchni. W kółko jemy to samo i za cholerę nie mogę sobie przypomnieć, co jadaliśmy przez ostatnie pięć lat. Dlatego powstanie spis uzupełniany na bieżąco, gdy akurat zobaczę w barze mlecznym znajomą zupę albo zjem u kogoś ciasto.






9 marca 2012

Może wreszcie nie LO?

Z racji liftonoszkowego tempa działań, ostatnio mnożę LO-sy na potęgę. Jakoś kompletnie zaniedbałam wszelką inną działalność. Na szczęście nadarzyła się okazja, by nieco przełamać monotonię. Moja droga majstrująca Asia miała niedawno urodziny, więc nieco podziałałam. Do Asi poleciały:

mocno recyklingowa kartka
notesik z dłupisem

i bardzo trafiony prezent - kalendarz w marcu :)
Oczywiście poczta postanowiła przyprawić mnie o zawał i niosła paczkę przez jakiś tydzień. Ale na szczęście doszła. Już myślałam, że podobnie jak świąteczną kartkę do Asi, puściłam przesyłkę na niewłaściwy adres. Ale ufff, doszło. Oby się jubilatce przydało cokolwiek z tego, czym ją zarzuciłam.

7 marca 2012

Tęsknota

Ciągle chciałam, ale jakoś nie mogłam odnaleźć w sobie sił i pomysłu. Nie wiedziałam, jak ubrać w obraz tęsknotę za kimś, kogo już nie ma. I tu przyszła liftonoszkowa inspiracja od Agi. Wskazana przez nią praca Doroty jest tak minimalistyczna, że lepsza być nie mogła. Dzięki tej kompozycji w końcu się zmobilizowałam i zamiast robić sobie jaj, zrobiłam coś o prawdziwych emocjach. Bo tęsknię za tatą, choć pewnie nikt o tym nie wie.



Kompozycja Doroty tak mi się spodobała, że wydała mi się idealna także do innego celu. Podobnie jak wiele z Was, dostałam na wiosnę szału urządzania biurka. Choć w sumie nie ja przy nim siedzę. Ale urządzam. Chciałam mieć jakiegoś skrapa w ramce. Więc mam.


5 marca 2012

Dalalalalalala

Jak to się stało, że nie było jeszcze skrapa o koniku Dala? Fatalne zaniedbanie. Najważniejsze jednak, żeby swoje błędy naprawiać. Kiedy noomiy zaproponowała do liftowania tę pracę, z jakiegoś powodu konik od razu przyszedł mi do głowy. No i jest.



O koniku kiedyś już wspominałam, ale co mi szkodzi nawijać o nim w kółko, jak zepsuta płyta? Takie stworzonko marzyło mi się odkąd mam własne mieszkanie. Mam taką krótką listę rzeczy, które muszą gdzieś u mnie stać i był na niej właśnie konik Dala, a do tego matrioszka, laleczka kokeshi, drewniane litery i Be@rbrick. Tego ostatniego jeszcze nie mam, ale może kiedyś, jakoś...
Byłam przekonana, że i konik Dala mnie raczej nie zaszczyci, bo ich ceny są po prostu dramatyczne. Aż tu nagle podjarana Kasia informuje, że ma dla mnie prezent. Bez żadnej okazji. I wysyła mi fotkę tego wymarzonego cudu. Sama też o takim śniła i przypadkiem udało się jej upolować dwa. Na Allegro, od kogoś, kto nie wiedział, jaki ma w domu skarb. To, że Kacha postanowiła rozdzielić tę parkę i jednego konia podarować mi, jest dla mnie prawdziwym dowodem przyjaźni. Wiem, że nie powinno się jej mierzyć w kategoriach materialnych, w prezentach. Ale przecież mogła mieć dwa? Mogła sprzedać z olbrzymim zarobkiem? A tymczasem konik cieszy codziennie moje oczy. Mam nadzieję, że w wersji skrapowej cieszy też Wasze. Buziole!

1 marca 2012

Żółto mi, żółto i szaro

Oszalałam wczoraj totalnie. Szary i żółty, szary i żółty, szary i żółty. Nowa lolekcja ILS Let it go opanowała mój umysł. Jak mi brakowało fajnej oferty szarych papierów. Szarość jest cudowna, daje fantastyczne możliwości łączenia z innymi kolorami, a jakoś miałam wrażenie, że trudno w skrapowym świecie znaleźć coś, co nie jest niebieskie. No i są. Piękne, uniwersalne. Nareszcie.
Na fali podniety neutralną bazą połączoną z żółtymi elementami, wymodziłam wczoraj lifta Miraqowej pracy zaproponowanej przez Lily. Z braku szarego papieru jest czarno-biały. Widać trochę brak pomysłu. Praca wymagała cięcia fotki i jedyna jaka mi do tego pasowała to nutki z londyńskiej wystawy. Trudno wokół niej było zbudować fantastyczny temat pracy, więc skończyło się na parafrazowaniu z pamięci ckliwej piosenki z 'lat młodości'. Pamięć okazała się zawodna, ale to mają do siebie 'lata starości'.



Mam nadzieję, że nowe papierki, które mają szanse niebawem do mnie przylecieć, zainspirują mnie do lepszych rzeczy. Zamówiłam już wczoraj dzięki bonowi zakupowemu, który akurat niedawno wygrałam.
A na blogu ILS można wygrać kolekcję Let it go. Pazerność każe mi i tu spróbować, niach, niach.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...