Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pączki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pączki. Pokaż wszystkie posty

18 lutego 2012

Pączek day

To był najbardziej szalony tłusty czwartek w moim życiu. Mam przywilej mieszkania blisko pączkarni uważanej za najlepszą w Warszawie (oczywiście zdania są podzielone, jak zawsze w przypadku 'najlepszości'). Nigdy jednak nie było mi dane tego sprawdzić i nie byłam w stanie stwierdzić, czy faktycznie ich pączki są takie wyborne. Pierwsze podejście zrobiłam rok temu. Akurat zbudziłam się bardzo rano i postanowiłam to wykorzystać. O 7.30 szłam już do cukierni, licząc, że będę ich pierwszym klientem. Zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze to, że pączkarnia była czynna od 9. Po drugie to, że czekało pod nią już około 100 osób. Darowałam sobie tę radość, poszłam po pączki do pierwszego z brzegu sklepu i jadłam je potem z obrzydzeniem. W tym roku postanowiłam być twarda i spróbować po raz kolejny. Rano popracowałam, zdobyłam potrzebne do tekstu materiały, uznałam że wyskoczę po pączki i skończę pracę po powrocie. Nie zraziła mnie kolejka, która otaczała kilka pobliskich kamienic. No bo co, przecież ludzie kupują kilka pączków, rach, ciach i do widzenia. Wyobrażałam sobie, że cukiernia ma już wszystko popakowane po 10 i po 20 sztuk, panuje ład i porządek, a stuosobowa kolejka będzie pędziła niczym rollercoaster. No i się zdziwiłam. Po godzinie już trochę się przesunęłam, ale nadal do drzwi sklepu pozostawały jeszcze spore połacie. Zaczęłam się wahać, czy jednak nie pójść w cholerę, bo to jednak trochę za długo trwa. Ale przecież szkoda tej zmarnowanej godziny, nie? Powiem tylko tyle - z zapakowanymi w szary papier i owiniętymi plastikowym sznurkiem pączusiami wyszłam dokładnie po sześciu godzinach od momentu zasilenia końca kolejki. Wiem, istnieje tylko jedno słowo, które może mnie w tej chwili opisać - zjeb. No ale co poradzić. Z jednej strony winna była niechęć do złożenia broni i poddania się. A z drugiej... ech ta atmosfera. Kolejki mają w sobie coś takiego, że wyzwalają w Polakach dawną otwartość, luz i cierpliwość. Na co dzień w windzie rzadko kto odpowiada na moje 'dzień dobry', a sztuka rozmowy w ogóle zarosła już pajęczynami. A pod pączkarnią? Każdy kolejny uczestnik boju o tłuste ciastka natychmiast włączał się do rozmów, zabaw, śmiechów, racjonalizatorskich pomysłów, wspólnych fotek i całego tego festynu, który zabieganym przechodniom wydawał się idiotyczną stratą czasu. I choć pewnie nie zechce mi się znów ustawiać w kolejce, w której na mrozie spędzę cały dzień, to wcale nie żałuję tego jednego dnia z życia. Hmmm... oby więcej kolejek?

Temat pączkowy musiał znaleźć swe ukoronowanie w skrapie. Tym razem na bazie proponowanej przez Tores pracy Moriony.




A tu kilka fotek z ogonka:






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...