Pokazywanie postów oznaczonych etykietą t-shirt. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą t-shirt. Pokaż wszystkie posty

22 kwietnia 2012

Kreatorka mody powraca. Tym razem w stylu... klozetowym

Jakież to refleksje może przynieść sobotnie sprzątanie. Po ostatnim smażeniu polędwiczek przez Lubego, kuchnia pokryła się warstwą niezmywalnego tłuszczu. Próbowałam wszystkiego, co tylko miałam w domu. W końcu w ruch poszedł mój ulubieniec, chlor. Domył kuchenne okno, domył kilka puszek, kuchenki nawet jemu nie udało się pokonać. Ale zabawy z tym cholerstwem nastroiły mnie kreatywnie. Ot, chlapnęło mi na koszulkę. I momentalnie zjaśniało. Dziś postanowiłam to chemiczne doświadczenie wykorzystać szerzej. Na razie na mało lubianej podomowej koszulce-worku. Ale wiem już, że pewnie się na tym nie skończy. A to było tak...

Potrzebujemy przede wszystkim koszulki lub innej tkaninowej rzeczy oraz chlorowego żelu do czyszczenia kibelka. Jeah! Tu żel produkcji Tesco

Tkaninę trzeba naciągnąć na tekturę, żeby nie uciapać pleców i podłogi

Malujemy tym osobliwym narzędziem

Ja miałam ochotę na koślawe serce. Przypadkowe chlapnięcia mile widziane

Efekt pojawia się szybko. Gdy widać, że kolor tkaniny znika, wrzucamy koszulkę do wanny i szybko płuczemy. Dobrze jest przeprać, żeby chlorowe aromaty uszły

I oto jest
Rozszalałam się dziś i zrobiłam jeszcze coś, ale nie będę tak wszystkiego od razu ujawniać. Wyciągnę za to tajemnicę sprzed kilku tygodni. Po tym jak Asia obdarowała mnie na Wielkanoc, a potem jeszcze wygrałam u niej filcową niespodziankę, poczułam się podłą, niewdzięczną bijacz. W ramach postanowienia poprawy wyskrobałam dla Asi stempelki z gumki do ścierania. Szczególnie dumna jestem w łowickiego kwiatka, bo byłam przekonana, że nic z tego nie wyjdzie. Obie jesteśmy miłośniczkami takich wzorów. Po odbiciu moje koślawe płaskorzeźby wyglądają tak:


26 sierpnia 2011

Kreatorka mody i pewne wątki scrapu za grosze vol. 2

Zrobiłam dziś sobie ubranie. No może nie do końca zrobiłam. Zrobiły je pewnie jakieś chińskie dzieci. A ja ich ciężką pracę zmasakrowałam w 15 minut. Ale i tak odczuwam pewną radość.
Oto mam nową koszulkę:

Zachciało mi się czegoś nowego, trzeba szpanować podczas urlopu, który zbliża się wielkimi krokami. Prada to to ewidentnie nie jest, ale wyszło śmieciowo - zgodnie z zamiarem. Potrzebne były tylko:

koszulka (najlepsza byłaby jakaś z lumpeksu, ale nie miałam na to czasu, więc koszulka jest ze sklepu), farby do tkanin (udało się przypolować końcówki kolekcji po 3 zł od sztuki), kilka stempli oraz... niezbyt apetyczny ziemniak. Ale cicho, o tym zaraz.

Zaczęło się od ochlapywania materiału pędzlem. Baaaardzo przyjemne zajęcie, tylko podłogę trzeba potem umyć.

Kilka tabletkowych kropek w tle też nie zawadzi. Ale przejdźmy do tytułowego motywu scrapa za grosze. Wprawdzie działałam na tkaninie, ale bazą może być wszystko. I tu pojawia się reminiscencja z dzieciństwa. Biedni rodzice udający rzeźbiarzy, by wystrugać z ziemniaka coś na kształt stempla, echhhh, to były czasy. Ja zamiast strugać, poszłam na łatwiznę.


Ziemniaczek powinien być stosownie duży. Przekrawamy go tak, by mieć gładką powierzchnię. Brutalnie wbijamy foremkę do ciastek, jaka akurat jest w kuchennej szufladzie. Potem ciach ciach nożem i mamy stempel.

Tu już po odwiedzinach ziemniaka na koszulce. Farby nanosiłam na niego pędzlem. Specjalnie nierówno, z wymieszanymi kolorami.



Na koniec w użycie poszły tradycyjne stemple, które bardzo grzecznie odbijały się na materiale. Wyszło jak wyszło, ale jest moje własne i mogę szpanować. A ziemniak leży sobie i czeka, by przed zgniciem pofikać jeszcze po papierze.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...