... rzekła sąsiadka z pierwszego piętra, do której też doszła odrobina zalania. Pani, w przeciwieństwie do patologii z piętra drugiego, nie darła się. Bardziej zmartwiła się tym, ze musiałam zdemolować mieszkanie niż plamą na suficie. No i pani miała rację z tym zwariowaniem. Bo dzisiejszy dzień przesiedziałam z trzęsącymi się dłońmi, kołaczącym sercem i bólem brzucha. Po co?
Uznałam więc, że chrzanię to, mam wkurwa, więc muszę się go pozbyć. Zabrałam się za grudniownik nie zważając na to, że zamiast stolika kawowego mam piekarnik (może zapoczątkuję nowy trend?). Dostęp do materiałów mam bardzo ograniczony, więc zrobiłam tylko kilka stron. Ale mam nadzieję zdążyć z żurnalem do końca listopada. Największą zagwozdką była baza pod grudniowy pamiętnik. Widziałam, że dziewczyny używają kopert, papierowych torebek i innych fantastycznych rzeczy. No i w końcu olśnienie. W tym roku towarzyszył mi zamówiony w necie kalendarz biurkowy z serii tych oryginalnych i zdecydowanie zbyt drogich. Aż żal byłoby wywalać coś, za co zapłaciło się nieodpowiednio dużo. On więc powoli zamienia się w mój grudniownik. Oto pierwsze efekty:
 |
Jak widać faza na spiralki trwa... |
 |
Tu pojawi się na pewno jakaś złota myśl przewodnia |
 |
Nowa faza to akwarelki |
A tak kalendarz wyglądał, gdy był jeszcze kalendarzem:
A grudniownik powstał z myślą o pewnym tajemniczym projekcie. Przy okazji zamierzam zaprezentować go w kalendarzowym wyzwaniu
Art Piaskownicy i wśród innych grudniowników na
blogu ILS.