Dziś będzie o torcie. Postanowiłam zrobić coś nowego, nie kupować żadnego ciasta, nie piec sernika. A moje myśli wracały wciąż do jedzonego w Londynie banoffee pie. Już podczas konsumpcji przeanalizowałam, że ciasto jest raczej proste i da się zrobić. Mnie wypieki wychodzą zazwyczaj dość słabo, a tu żadnego pieczenia, ha! Sięgnęłam po pierwszy z brzegu przepis i do dzieła. Rany boskie, jakie to jest nieziemsko pyszne. Można nawet zapomnieć, że ma to więcej kalorii niż całodniowy urobek McDonalda. Masło, herbatniki, mleko skondensowane, cukier, znowu masło, bita śmietana, a z owoców najbardziej tuczące banany. Ale naprawdę kij z tym. Warto dla takiego smaku zapierdzielać tydzień na siłowni. Jubilat chyba też zadowolony.
Mam nadzieję, że nie skończy się to zawałem.
Mam nadzieję, że nie skończy się to zawałem.