Kiedy oczom mym ukazał się Agiszonowy album z pobytu w Warszawie, poczułam wybuch radości, ekscytację i nawał optymizmu, ale też lekkie przerażenie, że nie mogę spieprzyć swojego albumu. No bo jakże tak, skaszalocić relację z takiego weekendu?!
Z drżeniem rąk wzięłam się za robotę. Znów zajęło mi to kilka dni. Kiedy baza była już gotowa, zdjęcia wciąż się wywoływały. Ale wczoraj zasiadłam do ostatecznego scalania. I jestem z siebie dumna. Czegoś tak różowego jeszcze nie zrobiłam. W ogóle tak kolorowego. Album jest mocno trójwymiarowy, bo zdjęcia lewitują na piance. Strony to pocięte na pół różowe koperty. Całość spięłam rozgiętymi spinaczami biurowymi, ha!
Zaczynajmy (proszę nie regulować odbiorników, to naprawdę takie kolory).
Czy zrobiło się Wam cieplej na sercu od tego różu? Bo ja nawet zapomniałam, że właśnie znów zrobiło się ciemno.
Czuję, że w mojej głowie otworzyła się albumowa klapka, a ponieważ na kupce leżą foty do kolejnych kilku, to oby przełożyło się to na jakiś albumowy zalew. Tylko niech mi zapał nie opadnie. Jutro planuję kleić kolejny, joł, joł.
Z drżeniem rąk wzięłam się za robotę. Znów zajęło mi to kilka dni. Kiedy baza była już gotowa, zdjęcia wciąż się wywoływały. Ale wczoraj zasiadłam do ostatecznego scalania. I jestem z siebie dumna. Czegoś tak różowego jeszcze nie zrobiłam. W ogóle tak kolorowego. Album jest mocno trójwymiarowy, bo zdjęcia lewitują na piance. Strony to pocięte na pół różowe koperty. Całość spięłam rozgiętymi spinaczami biurowymi, ha!
Zaczynajmy (proszę nie regulować odbiorników, to naprawdę takie kolory).
Czy zrobiło się Wam cieplej na sercu od tego różu? Bo ja nawet zapomniałam, że właśnie znów zrobiło się ciemno.
Czuję, że w mojej głowie otworzyła się albumowa klapka, a ponieważ na kupce leżą foty do kolejnych kilku, to oby przełożyło się to na jakiś albumowy zalew. Tylko niech mi zapał nie opadnie. Jutro planuję kleić kolejny, joł, joł.