Pokazywanie postów oznaczonych etykietą vivid. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą vivid. Pokaż wszystkie posty

13 czerwca 2012

Na rozjaśnienie

Ała, jak mnie gardło od krzyczenia boli. Ale się opłaciło. Pomogły też na pewno biało-czerwone paznokcie oraz wymalowana koszulka. Może na następny mecz jeszcze dzioba wymaluję, to wygrają?

A dziś słaba pobudka, taka paskudna ulewa. Ja, jak zawsze w takie dni, mam sporo spraw na mieście. Będę pływać.
Dla równowagi wrzucam ostatniego skrapa z dnia ILS. Akurat najbardziej słonecznego. Przy okazji też najmniej udanego, bo jakiś taki bez wyrazu. Ale ten żółty optymizm jest mi dziś potrzebny, żeby w ogóle wyjść z domu.


Znów w temacie pociągowym i to maszyna w tle zainspirowała kolory skrapa. Jest też małpka zakupiona niedawno od Jaszki.

No to teraz trzeba pomyśleć nad kolejnymi pracami, bo już nie ma zapasów. Chyba już nawet wiem, co zrobię.

12 czerwca 2012

Spożywczo

Pomęczę Was trochę pracami z wczorajszego dnia ILS, bo po tym hurcie na razie zbieram wenę na nowe rzeczy. U siebie mogę też przybliżyć okoliczności powstania skrapów.
Pierwszy sama bardzo polubiłam. To dzięki temu fantastycznemu papierowi w kropy i różowemu paskowi. Same mi się tak ułożyły i reszta pracy zrobiła się sama.


To kolejne pokłosie weekendu po dniu dziecka. Najpierw był wspomniany już festyn ze strażakami, a potem urodzinowy obiad mojej mamy. Bo ona, jako wieczne dziecko, urodziła się 1 czerwca. Poszliśmy do knajpy, która niedawno pojawiła się w naszej okolicy. Nazywa się Objekt Kulinarny i jest powalająca. Wnętrza bardzo w moim stylu, a kuchnia nareszcie wyśmienita. Naprawdę rzadko w Warszawie zdarza się być zadowolonym z zamówionych dań.




Zamówiliśmy luksusowe hamburgery. Takie z rukolą, karmelizowaną cebulką, serem mimolette i prawdziwym kotletem. Ja bym tylko dosoliła, ale to przyzwyczajenia z McD. Były też buraczki zapiekane z kozim serem, rosół z awokado i pyszna ice tea z zielonej herbaty. Jedyny ból to ceny, ale za ten poziom warto. No i skrap musiał powstać.

Pozostając w tematyce spożywczej wrzucam też drugiego, mocno kolorowego skrapa. Znowu poszły w ruch papiery z kolekcji Vivid. Głównie ich ścinki.


Może mało widać, ale na zdjęciu trzymam metrową torbę chrupek kukurydzianych. Jak ja je uwielbiam! Zawsze gdy odwiedzam dzieciatych znajomych, wyjadam maluchom ich chrupki. Dlatego na jeden z pierwszych wiosenno-letnich spacerów musiałam się zaopatrzyć w żelazną rezerwę.

Będziecie dziś kibicować? Ja już koszulkę wyprasowałam i zaraz zacznę malować paznokcie na kolory narodowe.

11 czerwca 2012

Uwaga, jeśli nie lubisz puchnących z dumy egocentryczek, nie czytaj!

Ile to trzeba mieć cierpliwości, żeby takie rzeczy utrzymać w tajemnicy. Już chyba od miesiąca trzymałam buzię na kłódkę i wreszcie mogę się ujawnić. Kiedy wspominałam ostatnio, że produkuję prace jak szalona, jakoś po blogu nie było tego widać. No właśnie, bo powstawały na "Dzień z..." na blogu ILS. Moja praca z watą cukrową wygrała "smaczne" wyzwanie i Nulka zaproponowała mi zarzucenie czytelników ILS-u moimi pracami. Dodatkowo dostałam dwie nowe, boskie kolekcje na chwilę przed ich oficjalną premierą i strasznie było mi trudno nie chwalić się tym wszem i wobec. Ależ było zabawy.
Zapraszam Was w związku z tym na totalnie egocentryczny dzień z Lejdi. Patrzcie jaki mam wyjebisty guziczek.

Przez cały dzień będą ze wszystkich zakamarków wyskakiwać moje dokonania z długiego weekendu. I w ogóle jestem zaszczycona nie tylko tym, że mam taką okazję, ale także dlatego, że dostałam swą szansę tuż po weekendzie z Marcy Penner. No weźcie, jakie zestawienie. Przeogromnie dziękuję ILS-owi za tę boską nagrodę.

Na pierwszy ogień poszła praca na przecudnym drewnianym papierze z kolekcji Marine. Muszę go mieć więcej, dużo więcej. Najchętniej obłożyłabym nim ściany i udawała, że mieszkam w drewnianej chatce.
Jego cudowna biel świetnie eksponuje kolory z kolekcji Vivid.



 A czemu jestem "Dzielnym strażakiem"? W weekend po dniu dziecka na moment wpadli do Warszawy nasi londyńczycy - Gatti i Jarek. Zjedliśmy razem pyszne śniadanie, a że tuż obok odbywał się festyn, zajrzeliśmy tam na moment dla jaj. Gatti, która ma częste fantazje o strażakach, mało nie zemdlała, gdy ujrzała strażacki wóz. Kiedy oglądałyśmy ciężkie sprzęty, hełmy i panów z wąsem, Luby ukradkiem namówił jednego ze strażaków, żeby wziął mnie na przejażdżkę quadem. Nie powiem, żebym miała na to specjalną ochotę, ale skoro pan był już namówiony, to głupio było strzelić focha. Pan zajmował się wożeniem na swej maszynie maluszków, więc gdy wsiadła z nim stara kobyła, pofolgował sobie i jeździł jak szalony. Prawie spadłam, było mi widać majtki, a całe włosy przeniosły mi się do przodu, ale było fajowo. A za taki wyczyn należała się odznaka.
Ktoś jeszcze nie przysnął? To przy okazji pokażę pracę, która powstała dla liftonoszek. Ukryję ją nieco w tej długiej notce, to może mniej osób ją znajdzie. Sama wybrałam do liftowania przezajebistą pracę Naomi Capps. Ale oczywiste było, że raczej nie mam zdolności, by to powtórzyć. Działałam, mazałam, paćkałam i koniec końców jakoś tak mało te kółka widać.




Focia znowu z sesji robionej przez Anię z Pastel Atelier.
Ale przyznam, że nabrałam dużej ochoty, by częściej korzystać w pracach z farb.
No dobra, starczy już tej notki. Wystarczy, że ILS musi mnie znosić przez cały dzień.
Z góry ściskam wszystkie z Was, które wpadną podejrzeć!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...