Doszłam ostatnio do smutnego wniosku, że naprawdę przesadzam z wydatkami. W rożnych dziedzinach. Gdy pomyślę, ile wydałam na scrapowe przydasie, to byłaby za to piękna podróż do jednego z wymarzonych miejsc. Żebym jeszcze używała tych rzeczy, to ok. W pasję warto zainwestować. Ale na wszystko, co podoba mi się w internetowych sklepach, mam potem w domu jakąś alergię. Dlatego mam mocne postanowienie. Koniec z wydatkami. Do rękodzielniczych zabaw mam już tyle atrakcji, że mogłabym chyba przez 20 lat coś z tego wyklejać. A w praktyce i tak najbardziej cieszą mnie metki od ubrań, wzorki wycięte z katalogów i jakieś śmieci znajdowane w kieszeniach. Jeszcze raz, dużymi literami.
AKCJĘ 'OSZCZĘDZANIE' UWAŻAM ZA ROZPOCZĘTĄ
oraz
NIE KUPUJĘ JUŻ NICZEGO DO SCRAPBOOKINGU
Oczywiście to samo dotyczy ciuchów, butów i innych rzeczy, których mam nadmiar. I to wszystko ma cel. Bo my z Lubym naprawdę uwielbiamy podróże. Jedna, ta mocno wymarzona, być może uda się już w przyszłym roku. Ostatnio wszelkie znaki na niebie i ziemi podpowiadają nam, by olać finansową dziurę i po prostu postawić wszystko na jedną kartę. Ale cicho sza, zobaczymy co z tego wyjdzie.
A tymczasem w ramach nowego planu na życie, zamiast kupować kolejny notes 'bo ładny', zajęłam się starym, który też kiedyś kupiłam 'bo ładny'. Po użyciu kilku gotowców już zaczął mnie trafiać szlag i w ruch poszły śmieci.
Tu się chyba jeszcze coś dorzuci
Tenże notes jest idealny do tuningowania, ponieważ wyposażono go w dodatkowe okładki z mlecznego plastiku. Dzięki temu nawet, gdy wrzucę go do torby, poprzyklejane szpargały będą bezpieczne. Tak wygląda po zamknięciu.