To bardzo dobry tytuł jest. Bo to kolejny post z cyklu "mój pierwszy raz". Także, drogie Bravo, spróbowałam. Zrobiłam żurnalową stronę. Oczywiście nie sama z siebie, bo przecież zeszytów pod kątem art żurnala mam już z 20 i zalegają miesiącami. Zostałam po prostu przymuszona. W ramach rewizyty wpadła Czeko. Trochę jestem obrażona, że tylko na chwilę, ale mój stół nadal pozostaje wzruszony tym wydarzeniem. Powiem Wam, że Czeko przyszła i zaczęła się rządzić. Mówi mi 'rób żurnal'. I jeszcze mi tnie książki, daje jakieś cytaty. No błagam! Ale cytaty bardzo trafne się okazały. Odnoszą się idealnie do mnie żurnalującej. Pod czujnym okiem miszczyni zrobiłam nie za wiele, bo nie ogarnęłam o co chodzi. Ale udało mi się nauczyć kolejnej nowości - transferu fotki z gazetki. Czuję się taka PRO. Kiedy już pani profesor na mnie nie łypała, poczułam się jak spuszczona ze smyczy i... nawaliłam różu. Teraz Czeko już wie, że lepiej mnie pilnować.
Efekt jest taki:
Wdzięczna jestem ogromnie za to przyuczenie, opierdziel i motywację do spróbowania czegoś nowego. Nie wiem, czy sama spróbuję żurnalować, ale teraz już wiem, że to w ogóle możliwe jest. I powiem Wam, że jak wyczaicie gdzieś warsztaty Czekoczyny, to idźcie jak w dym. Ja już doczekać się nie mogę.
Efekt jest taki:
Wdzięczna jestem ogromnie za to przyuczenie, opierdziel i motywację do spróbowania czegoś nowego. Nie wiem, czy sama spróbuję żurnalować, ale teraz już wiem, że to w ogóle możliwe jest. I powiem Wam, że jak wyczaicie gdzieś warsztaty Czekoczyny, to idźcie jak w dym. Ja już doczekać się nie mogę.