Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bombki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bombki. Pokaż wszystkie posty

24 grudnia 2012

Różowo mi. I ciepło na sercu. [Uwaga! Miliard zdjęć]

To będzie bardzo długi post. Ale to Wasza wina, sorry. Ja nie przypuszczałam, że tyle radosnych wariatów tu zagląda. Spodziewałam się, że jesteście rozsądne, poważne.
I tak cudownie się myliłam!
Listonosz wciąż się do mnie uśmiecha, ale chyba coraz mniej w tym szczerości. Ostatnio przysporzyłam mu bowiem wielu kilogramów na ramieniu. Od tygodnia codziennie z czymś wpadał. Albo z trzema cosiami. A ja codziennie dostawałam ataku śmiechu po brutalnym rozerwaniu kolejnych przesyłek.
Nie dość, że mam teraz boski ołtarzyk z kartek, to w końcu nie poszłam do piwnicy po bombki, bo i tak by się nie zmieściły na choince. Zrobiłyście mi takie Święta, że nigdy tego nie zapomnę. Niestety jako fotograf bardzo niezdolny, nie potrafię zrobić cudownej fotki całej choinki. Ale żeby nie było, że nie próbowałam.



A teraz nastąpi bezczelna fala przechwalania się, jakie wspaniałe mam koleżaneczki. Wybaczcie jakość zdjęć, ale nie jestem zbyt mocna w układaniu zapierających dech aranżacji. Dlatego też bombeksy prezentuję w pozycji wiszącej.

No to jedziemy (w kolejności alfabetycznej, bo żadna inna nie byłaby uczciwa).

Dziękuję Agiszonkowi za wydzierganie słodziakowych kółeczek według życzenia. I za zalew różu. I za skrapowe zabaweczki.



 Dziękuję Anti za uturlanie tych pięknych żołędzi, które przy każdym spojrzeniu powodują zapowietrzenie. I za wór czaru PRL-u. Marzyłam o takich kiczowych zabaweczkach, które przywołują myśli o dzieciństwie.



Asi dziękuję za zaopatrzenie mojej choinki w czubek, bo nie pomyślałam nawet, że to dość potrzebny element. I za zrealizowanie zamówienia na prezent dla mamy w tak szybkim tempie. I za kartkę, która rozpromieniła mnie i nadal trzyma w rozpromienieniu (zdjęcie na końcu posta). I za 15 fantastycznych rzeczy, a przede wszystkim za tajemniczą kopertę do ćwiczenia cierpliwości.




Ibiskowej, która wylosowała mnie w naszej wewnętrznej piaskownicowej wymiance, dziękuję za fantastyczny reniferowy worek, który pięknie prezentuje się pod choinką. I za różową biżuterię, z którą trafiła w 100% (o rzemykowej bransoletce marzę od dawna, ale nigdy nie zebrałam się do zakupu). I za wycinankowe cudeńka. I za balony, które nadmucham w Sylwestra. I za różowe notesidło, które przyda się pewnie lada moment. I za, tak na oko, kilogram cukierków, które wpierniczam chyba zbyt szybko.



Najlepszej z Kaczek dziękuję za tę salwę śmiechu, którą wywołało otwarcie paczki. Dyniutce oczywiście dziękuję po równo, bo na pewno miała udział w wybieraniu. I za folię bąbelkową XXL dziękuję ja i moja nerwica.







Dziękuję też ogromnie Kasi worQshopowej za te żarówiaste skarpeciochy, w których właśnie siedzę. Możecie wierzyć lub nie, ale one pachną gumą balonową. I za wydzierganie fantastycznych ozdób, które później będą pogły pełnić funkcję podkładki pod kubek również dziękuję!



Marioli dziękuję za pamiętanie o mnie w drodze na pocztę i przygotowanie super papierowej ozdóbki. I za ptaszynę też dziękuję, bo doaje choince życia.



Martusi dziękuję przede wszystkim za to, że chciało się jej słać przesyłkę z Nowej Zelandii. I za przygotowanie tak misternej bombki, choć ona mówi, że to banał. Pfffff.


Słodziakowej Maryszce, jak zawsze przeuroczo szczerej, dziękuję że nie wiedząc co zrobić ze ślicznymi skarpeciochami, wysłała je do mnie (luwju krejzolu :***). Ja zdecydowanie wiedziałam, jak je zagospodarować.


A Uli standardowo dziękuję za atak śmiechu, który potrafi wywołać choćby zwykłym opakowaniem paczki. I za misterne wycinanie ozdóbek. I za pokazanie mi, jak mocuje się sznureczek do orzecha. I za tę lawendę rozsypaną po całej kanapie, hyhy. I za podlaskie przysmaki, którymi zamierzam się delektować jak najszybciej.



 

A tak wygląda po jasnemu. Brakuje to kilku ozdób, bo paczuchy spływały do ostatniej chwili.


A oprócz tych wszystkich fantazji, przyszło jeszcze więcej fenomenalnych kartek.
 

Wielkie buziole dla Miraka, Gurki i Dyniutki, co wykleiła dzieło dla cioci Lejdi :)


A tu już obiecana kartka od Asi, która wywołuje u mnie wybuch radości przy każdym otwarciu. Wyskoczył na mnie ten jeleń, jak czasem przed auto wybiegają! Zaatakował mnie różowością i trudno naprawdę powstrzymać uśmiech.

No i to już tyle moich zachwytów, wzruszeń i robienia Świąt. Szkoda, że musiałam wyjechać, zostawiając w domu tę cudną choinkę i radosną atmosferę. Ale pod koniec tygodnia będę znów napawać się nimi, nawet jeśli na choince nie zostanie ani jedna igła.

Życzę Wam, moje kochane, by spełniły się wszystkie Wasze marzenia. Niech Mikołaj przyniesie Wam tyle radości, co mnie. Żarełko niech nie idzie w biodra (co najwyżej w cycki), a pomiędzy 12 daniami niech znajdzie się czas na skrapowanie albo inne miłe zajęcia. No i nie zostańcie same w domu, jak Kevin!

całuski,

ciocia Lejdi 

18 grudnia 2012

Wrap it!

Nie mogę uwierzyć, że te Święta to już, zaraz. Jak co roku średnią ekscytacją napawa mnie myśl o tygodniu spędzonym u rodziny. Będzie bolało. Tyle wolnego czasu, tyle nudy, a nie da się nawet poscrapować. Cóż, trzeba to będzie przeżyć. Ale za to zaczynam powoli doceniać okres przedświąteczny. Odkąd zajmuję się zabawami z papierem, polubiłąm na przykład pakowanie prezentów. Kiedyś w pośpiechu owijałam wszystko jakimś kiczowym papierem z niepasującą wstążką i miałam to gdzieś. Teraz staram się trochę pokombinować. Przynajmniej w przypadku osób, które to docenią. Na rodzinie w zeszłym roku zupełnie nie zrobiły wrażenia moje misternie zwijane pompony. W tym roku powracam więc do papieru w Mikołaje.
Jedynie prezent dla mamy będzie się w tym gronie wyróżniał. Bo ona docenia.


Ten pognieciuch to papier po bukiecie kwiatów. Specjalnie go jeszcze zmiętoliłam. A do tego trochę Popsów, moja ukochana maska i serducho pieczołowicie wymęczone z masy solnej i potraktowane złotem.
Do pakowania zmobilizowało mnie moje własne wyzwanie prezentowe na Art Piaskownicy. Ponieważ ta zabawa czeka zapewne Was wszystkie, myślę, że odzew powinien być ogromny, co nie?


Pozytywne spojrzenie na Święta daje mi też moja nowa miłość - 1,5 metrowe drzewo na środku pokoju. Razem z donicą jest ono mojego wzrostu, też lubi róż i kicz, przepada za błyskiem i piernikami. Odkąd mieszkam na swoim, a to już jakieś pięć lat, nie miałam jeszcze choinki w domu. Przez to przed Świętami nie chciało mi się nawet specjalnie ogarnąć chałupy, a co dopiero mówić o jakimś przystrajaniu. Wyniosłam z domu przekonanie, że skoro wyjeżdżamy do rodziny, to nie ma po co inwestować w choinkę. Teraz już wiem, że nic bardziej mylnego. Bo tak chociaż przed Świętami poczuję przyjemne ciepełko. Radości dopełniła Wasza hojność. Po moim egocentrycznym apelu o przesyłanie ozdób, przeżyłam ogromne zaskoczenie. Na mojej choince zawisły bombki od tylu zdolnych i kochanych osób, że aż serce rośnie i naprawdę można polubić Święta. Do tego trochę pierników i kilka bombek upolowanych na wyprzedażach rok temu. Jest teraz kolorowo, bałaganiarsko i właśnie tak, jak powinno być na choince. Nie pokażę na razie tych wszystkich cudów, bo wiem, że coś jeszcze do mnie leci. Pochwalę się więc pod koniec tygodnia, zanim pojadę w cholerę do rodziny. No dobra, wrzucę jednego ogólnego focisza, bo taka jestem podjarana.


Dziękuję moim wszystkim Mikołajom, którzy ofiarnie zrzucili się na moją choinkę. Wszystkie Was kocham przeogromnie. Nie mogę się doczekać końcowego efektu i chwalenia się tymi wspaniałymi prezentami.

27 listopada 2012

Krew, pot, łzy i taka akcja, żebyś dał piątaka

Plany na poniedziałek były zupełnie inne. Miałyśmy skrapować hurtowo: robić album i kartki świąteczne, planować wspólny projekt, a potem jeszcze odwiedzić świątynię zakupów zwaną Tigerem. Ja z Ulą, bo wpadli do nas z Grzesiem. Dzień wyglądał jednak nieco inaczej. Z łazienki dobiegło "jebudu" oraz "aaaaaa". Myślałam, że coś tam spadło, rozsypało się, kij tam. Ale okazało się, że tym czymś było szklane naczynie, a gdy rozpryskiwało się na kawałki, rozcięło Uli stopę. Kolejne minuty to łapanie wszystkiego, co pod ręką, by zatamować krwawienie. Łazienka przypominała nieco rzeźnię. Zapomniałyśmy podstawić papier, żeby były artystyczne chlapania.
Potem przychodnia, apteka, a na koniec ostry dyżur, bo w przychodniach nikt szyć nie umie. I tak upłynęła nam większość dnia. Ula pozyskała elegancki szew, ból nogi i konieczność kuśtykania. Nie mogła nawet na pocieszenie zwiedzić Tigera. Po powrocie do domu zabrałyśmy się za błyskawiczne skrapowanie, żeby nieco odreagować. Wykleiłyśmy szybciochem prace w zastępstwie wybitnie wspaniałych albumów, które miały powstać. Tak dla upamiętnienia poprzedniej, mniej krwawej wizyty Uli i Grześka (wtedy tylko zepsuł im się samochód). Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zdecydują się przyjechać, ale mam nadzieję, że ten skrap ich udobrucha:



Tytuł to żart środowiskowy, chyba to zbyt długa historia, by ją rozwijać. W każdym razie hasło "cud sokólski" pada w tym zestawieniu osobowym nader często.

A teraz jeszcze, by nie był to tylko krwawy post rodem z thrillera, opowiem Wam o swoim głupim pomyśle. Myślę, że mój osobisty narcyzm może Was w tym momencie powalić, ale co tam. Se wymyśliłam, to piszę.
Zbliżają się Święta, których jak już wiele razy wspominałam, po prostu nie lubię. Żeby je nieco oswoić, postanowiłam w tym roku zainwestować w choinkę. Bombki kolekcjonowałam już od zeszłego roku, kiedy to na wyprzedażach wyszukiwałam ciekawych okazów. Ale nie chcę, by była to choinka sklepowa z natłokiem chińskiego badziewia. Mam zamiar wieszać pierniczki i inne duperele robione ręcznie. Uwielbiam choinki z dawnych czasów, kompletnie eklektyczne, z masą najróżniejszych ozdób, które pozornie do siebie nie pasują, a jednak tworzą genialną całość. No i tu moja prośba do Was. Brzmi ona tak:


Gdyby komuś się chciało, to przyjmę ozdoby wykonane Waszymi ręcyma. Adres oczywiście udostępnie mniej publicznie. Może być wszystko, co wpadnie Wam do głowy. Papierowa zawieszka, coś filcowego, włóczkowego, szmacianego, recyklingowego. Marzy mi się absolutny mix kolorów, stylów, pomysłów. Wystarczy jedna ozdoba, a ciocia Lejdi się ucieszy. Z radością pokażę tu gotową choinkę ze wszystkimi dekoracjami. Ja wiem, że to żadna fajna akcja, nie ma charytatywnego wydźwięku, ani niespecjalnie coś można wygrać. Ale może po prostu ktoś zrobi coś dla zabawy? Ucieszę się niezmiernie, a choinką będę się chwalić do bólu, jeah!

A już tam całkiem na koniec mam dla Was zadanie rozweselające. W Art Piaskownicy znajdziecie moją nową fotoGRĘ. Tematem jest pompon. Zapraszam do zabawy. Takiego wesołka przydybałam ja:


Pozostałe prace naszego DT obejrzycie na piaskownicowym blogu. Zapraszam do zabawy!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...