2 października 2011

Ubierz krzesło w podkoszulek

Grzebanie w śmieciach jest u nas rodzinne. Po tym, jak zawaliłam swoją piwnicę meblami spod śmietnika, moja mama triumfalnie ogłosiła, że przygarnęła dla mnie krzesło. Mam bardzo podobny komplet, upolowany podczas urządzania mieszkania na Allegro. Wzbogaciłam się więc o nowy mebel, na który nie mam zbytnio miejsca. Ale co tam. Naszła mnie wena i dokonałam recyklingu totalnego. Drewno przeszło malowanie na szaro, a siedzisko obiłam... starą koszulką, której szkoda mi było wywalić. Jestem bardzo zadowolona z efektu. Potrzebuję jeszcze tylko odrobinę męskiej ręki, by je nieco stabilniej poskręcać.
Ze śmietnika przybyło to:



A teraz jest bardziej tak:




30 września 2011

Kopniak na rozpęd

Dni mijają, a jakoś wena nie chciała przyjść. Więc przyznam się - zmusiłam się do komponowania wakacyjnego skrapa. Było jak z zajęciami fitness. Żeby ruszyć na nie dupsko trzeba naprawdę mnóstwo samozaparcia. A jak już się człowiek zwlecze z kanapy to szaleje ze szczęścia, że się zdecydował pobrykać. Tym razem brykanie było na papierze i mam nadzieję, że jakoś przywoła mnie do porządku.
Ponieważ z Paralii nie mamy za wielu typowo wycieczkowych zdjęć - wszystko w okolicy zwiedziliśmy trzy lata temu i teraz skupiliśmy się na plażowaniu - skrap nie jest szczególnie charakterystyczny. Mógłby dotyczyć każdego innego miejsca na świecie, ale hu kerz, jak mawia Dżoana Krupa.
Nie miałam do dyspozycji zbyt wielu pamiątek z podróży, bo Grecy są wyjątkowo niedizajnerscy i ciężko pozyskać coś, co nie jest wioską. Przydały się więc wyłącznie bilety lotnicze, jakiś rachunek i wzór meandra z mocno badziewnej torebki zakupowej.
Mam jeszcze jedną koncepcję skrapa z greckich zdjęć, oby udało mi się do niego zebrać. Na razie nie tknęłam Moleskina, bo koncepcji jakoś brak. Zobaczymy, na co w końcu mnie najdzie.
Tymczasem pierwsza grecka wspominajka (foty jak zwykle genialne, bo nie mogłam się doczekać rana)





26 września 2011

Dwa tygodnie, które się nam należały

Nie wiem jak to się dzieje, ale lataniny nie ma końca. Że nagle we wrześniu wyskoczy tyle spraw do załatwienia. Kto by pomyślał? A tu sprawy zawodowe, triumfalny powrót do szkoły, teksty do napisania, konferencje do odwiedzenia, przygotowania przedweselne i ojejujeju.
Ale przed segregacją fotek nie mogłam się opanować. Z każdą chwilą, gdy zdjęcia pozostawały samotne na kartach aparatowych, serce mi gniło. Nie mogłam więc dalej się torturować i wzięłam się. Został jeszcze film do wywołania, ale z cyfrowymi zdjęciami jest już wszystko fest. Wrzucam próbkę i postaram się tym razem nie zrobić z tego kilometrowej notki.




Grecja to owocowy raj, rajjjjjj








Na wakacjach nie zapominamy o recyklingu. Materac znaleziony na śmietniku był gwiazdą wyjazdu





Objedliśmy się pyszności jak nigdy












21 września 2011

Na szybciora

Wprawdzie wróciłam w poniedziałek, ale nawet teraz trudno powiedzieć, że mam czas na blogowanie. Bardzo chciałabym zrelacjonować pobyt w raju, wrzucić miliard zdjęć, a także powstałe z nich skrapy. Ale ogólnie nie ogarniam.
Remont udał się cudownie, ale rzeczy w kartonach wciąż stoją. Dziś szłam na służbowe spotkanie ubrana w to, co było na wierzchu. Dobrze, że miałam poza kartonami coś lepszego niż szorty. Poza tym latam jak kot z pęcherzem, załatwiając różne sprawy i ciągle przypominają mi się kolejne. Zleceniodawcy też nie chcą, by o nich zapomnieć. No szlag mnie trafi, bo miałam plan.
Mój plan zakładał spokojny rozruch po urlopie, by nie zapomnieć o tych dwóch tygodniach w przeciągu minuty. Chciałam podjechać na zakupy, iść do kina, nadrobić serialowe zaległości. Tymczasem nawet na spożywcze zakupy nie znalazł się jeszcze czas i jem kanapki z pasztetem nieustająco. A gdy z 36 stopni w cieniu przerzuciłam się na 16 stopni w słońcu, złapałam megaprzeziębienie. Tak do kompletu. Kurde, wracam do Grecji!

Żeby całkiem nie popaść w rutynę i nudną prozę życia, gibam się:


A podczas przeglądania zaległości na Waszych blogach trafiłam na cudowne cuksy u mojej drogiej Agi :)


5 września 2011

Nieczynne z powodu, że zamknięte

Moje mieszkanie przypomina wielki kondom. Wszystko ukryte pod folią. Niniejszym bloga też owijam na najbliższe dwa tygodnie. Lecę smażyć poślady na mahoń. Obym po powrocie nie zastała zadomowionego u mnie pana robotnika oraz wymienionych zamków.
Buziam


4 września 2011

Przepisy nr 10 i nr 11 - pełna mobilizacja

A jednak. Kiedy wyobraziłam sobie, że przez kolejne dwa tygodnie być może nie dotknę papieru, wzięłam się za robotę. Okoliczności były dość spartańskie, bo wczoraj spakowałam już pół domu. Siedzę na kartonach i workach. Więc na wierzchu zostało tylko trochę materiałów i sprzętów.
Kiedy zaczęłam szukać weny, przypomniałam sobie o moim biednym zeszycie na przepisy. Leży kompletnym odłogiem i czeka. No to siup. Poszłam hurtem i od razu zapisałam dwie strony.

Najpierw strona z curry oraz "jak mała Lejdi wyobraża sobie styl indyjski". Podoodlowałam trochę.

W użyciu sporo śmieci. Oprócz dwóch notesowych burych kartek z piękną aplikacją wykorzystałam niemal same ścinki. Kawałek instrukcji z Ikei, resztki opakowania po herbacie i motyw ozdobny z katalogu farb.



A potem z klimatów egzotycznych przeniosłam się do domowej kuchni, gdzie ostatnio dopracowuję przepis na potrawkę z kurczaka.

Jedną z głównych ról znowu odkrywa gwiazdka z ziemniaka. Nie trzymałam go oczywiście tak długo, ale przed wyrzuceniem postemplowałąm na zaś kilka kartek. Do tego ścinki, próbniki farb i kurczak z internetu.


Wybaczcie dupową jakość zdjęć, ale aparat odkopałam z wakacyjnej walizki, a drugi obiektyw jest pancernie owinięty i szkoda mi było tę konstrukcję burzyć :)
Teraz mogę z czystym sumieniem wyruszać na plażę.

1 września 2011

Niemoc twórcza

Choćbym bardzo chciała, ostatnio nie mogę się zabrać za nic kreatywnego. No dobra, pisanie tekstów jest może i kreatywne. Ale chciałabym podziałać manualnie, wychodząc trochę ponad stukanie w klawisze. Niestety z urlopem już tak bywa, że przed tymi dwoma przyjemnymi tygodniami trzeba zachrzaniać znacznie dłużej, by wszystko domknąć. Z jednej strony zlecenia zwalone na mnie na ostatnią chwilę i współpraca z mało poważnymi ludźmi. Z drugiej przygotowań moc. Facet na dzień przed wyjazdem po prostu wrzuca do torby majtki i szczoteczkę do zębów. Kobiety mają nieco gorzej, bo nie dość, że muszą spakować siebie i to, o czym on nie pomyśli, to jeszcze przed plażowaniem warto zadbać o kilka rzeczy. Zatroszczyć się o wygląd paznokci, o brak kłaków psujących efekt letnich sukienek, o zdrapanie starego naskórka, żeby opalenizna się trzymała. I kiedy to wszystko ogarnąć? W międzyczasie jeszcze stałe elementy gry - fitnessy, zumby, żeby na plaży mieć tylko trzy, a nie cztery wałki wokół pasa. A ja jeszcze wymyśliłam sobie, że remont sufitu najlepiej zrobić, gdy będziemy nieobecni. Więc nie dość, że pakuję walizki, to pakuję też całą resztę. Jak do przeprowadzki. W efekcie jestem wyplutym flaczkiem i nawet nie wiem po co miałabym zasiadać do scrapowania.
Wczoraj przez chwilę nawet pomyślałam, że może fajnie byłoby czegoś dokonać, ale wygrała inna wizja:

ulubiony serial, który powrócił po wakacjach, herbata, koc i popcorn

Trudno mi obiecać, że do niedzieli uda mi się zmotywować do czegoś bardziej twórczego niż pakowanie połowy ciuchów do walizki, a połowy do kartonów.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...