11 sierpnia 2012

Miś puszapiś

Moja pasja do chomikowania niepotrzebnych rzeczy jest znana. Najgorsze jest to, że pewne rzeczy odkładam z konkretnym planem, ale potem leżą latami, bo planu jakoś nigdy nie chce mi się zrealizować. Jeden z takich pomysłów odżył, dzięki majstrującej Asi i jej recyklingowemu wyzwaniu. Zamierzam zgłosić na nie coś skrapowego, co powstaje powoli i w bólach. Znacznie szybciej natomiast poszło z dzisiejszym dokonaniem - recyklingową podusią. Zanim opowiem o wykorzystanym tu materiale, kilka obrazków:









Tłem oczywiście jest zwykła poduszka ozdobna, którą miałam na składzie. Nie podoba mi się jej druga strona z jakimiś złotymi wzorkami, więc chciałam jakoś ożywić tę zupełnie gładką. Koncepcję mam od dwóch lat, bo właśnie wtedy miałam jakąś manię kupowania staników. W niemal wszystkich poupychane były poduchy, zupełnie mi niepotrzebne. Zaczęłam je odkładać, bo miały ładne kolory i od razu wymyśliłam dla nich przeznaczenie. Ale między wymyśleniem a wykonaniem stała gruba ściana lenistwa. Teraz w końcu ją rozbiłam, przyłapałam poduszeczki nitką i okazało się, że można to było zrobić w 15 minut. A jedna z małych szufladek w mojej toaletce zrobiła się pusta. Jeah, dzięki, Asiu!
Dzieło może nie wygląda nazbyt profesjonalnie, ale daje radę. Czyli jednak warto chomikować.

8 sierpnia 2012

Sielsko i wiejsko (i craftowo) [vol. 3]

Człowiekowi się wydaje, że coś tworzy. Że przerabia śmietki na coś nowego. Żyłam w takim przekonaniu, dopóki pan Romek z Narewki nie pochwalił się swoją pasją. Wtedy zapytałam siebie po cichu: co ty k.... wiesz o rękodziele? 
Historia zaczyna się od tego, że pan Romek ma problemy z sercem. Ciągle jakieś operacje, stenty, teraz czeka na rozrusznik. Po moim dziadku wiem, że przy takich chorobach ręce szybko zaczynają odmawiać posłuszeństwa, zaczynają drżeć, trudno jest coś utrzymać. Pan Romek, podobnie jak mój dziadek, nie za bardzo taki stan rzeczy chciał zaakceptować. I zabrał się za dłubanie precyzyjnych robótek w ramach rehabilitacji. Te precyzyjne robótki wyglądają tak:





a tu już pan Romek z wyrobem
Zaczynał od domków z zapałek, bo tak doradziła mu mama. Ale potem pokombinował i poszedł w taki recykling, że naprawdę trudno to sobie wyobrazić. Ściany powstają ze skrzynek po pomarańczach, pociętych na kawałki wielkości zapałek właśnie. Są też ścinki, które pan Romek dostaje w tartaku. A dach, dach to już wyższa szkoła jazdy. Bo nasz rękodzielnik rozbiera szyszki na części pierwsze. Potem te łuski moczy, suszy, lakieruje, no cuda wianki. Okazuje się, że żadne naklejki, żadne media, żadne ćwieki nie są potrzebne, żeby tworzyć coś, co urywa łeb. Teraz pan Romek powoli zamierza odtwarzać narewkowskie obiekty, np. cerkiew i szkołę. Jedyne, co w domkach mi się nie spodobało, to zasłony. Też recyklingowe, zrobione z takiej szarej watoliny, którą wykorzystuje się na ścierki do podłogi. O nie, panie Romku! Naszykowałam już koroneczkę, zamówiłam z netu darmowe próbki tkanin i zamierzam zaopatrzyć twórcę w coś bardziej subtelnego. Fajnie byłoby też znaleźć dla tych domków jakiś zbyt. Ale nie wiem, kto mógłby pokusić się o taki zakup. Może macie jakiś pomysł?

7 sierpnia 2012

Sielsko i wiejsko [vol. 2]

Obiecała, to wrzuca. Bo w ciągu tego krótkiego weekendu udało się nam zaliczyć nawet wizytę towarzyską. I to jaką miłą. A obiekt naszej wizyty jest Wam chyba dobrze znany. Mała podpowiedź: lawenda, dużo lawendy. Pomogło? Taaaak, odwiedziliśmy sławny Dworzysk, panią na włościach - Uliettę i jej małżonka. Okazało się, że z Narewki jest całkiem niedaleko, a gdybyśmy się nieco nie zagubili, pewnie byłoby jeszcze bliżej. Trasa była dość zabawna, bo wyobrażałam sobie, że jedziemy do wioski pokroju Narewki. Czyli domy, szkoła, sklep GS, sołtys, bar piwny. Dlatego wskazówki dojazdu od Uli, w których nie pojawił się żaden numer domu, wydawały mi się jakieś takie skąpe. Uznałam, że zadzwonimy i dopytamy najwyżej. Okazało się to jednak niepotrzebne. Po około 10 km jazdy przez las (ponoć nielegalnie), dotarliśmy do polany składającej się właściwie z dwóch gospodarstw. A z bramy wystawała już Ula, której leśne zwierzęta doniosły, że Warszawa jedzie. Nigdy jeszcze nie widziałam tak spokojnego miejsca, tak odsuniętego od reszty świata i tak urokliwego. Obejrzeliśmy postępy remontowe, objedliśmy się tatarskimi wypiekami, wkroczyliśmy na sławne pole lawendy i zapoznaliśmy się z bocianem. Powiem Wam, że dech zapiera już teraz, bo wszędzie, w każdym detalu widać tę samą zdolną rękę, która klei te fantastyczne skrapy. Boję się pomyśleć jak tam będzie, gdy remont się zakończy. I jak zajebiste będą prace Uli, gdy już zasiądzie na swoim turbopoddaszu. Jedno jest pewne. Do Dworzyska zaplączemy się przy najbliższej możliwej okazji, bo chyba każdy chciałby wracać. I liczymy na rewizytę po drugiej stronie Białegostoku :)
Zdjęcia nawet w drobnym ułamku nie oddają uroku tego zakątka. Zresztą zrobiłam ich zdecydowanie za mało.

Mała pomoc

Zabijcie mnie, nie przywołam nazwy

Tak wygląda lawendowy sen



I pani tej rezydencji










I odrobina lawendy od Uli, chwilowo poprawiająca przytulność auta. Teraz już pachnie w szafie

A to jeszcze nie koniec. Bo muszę Wam pokazać pewien craftowy wątek podlaskich wojaży. Szczeny opadną, zapewniam. Ale to już może jutro

Sielsko i wiejsko [vol. 1]

Ach, cóż to był za weekend! Po dość długiej, nie wiem czym spowodowanej przerwie, wybraliśmy się do Narewki - podlaskiej wsi, w której Luby ma dom po dziadkach. Pogoda jak drut dodatkowo nas zachęciła. I nie zawiodła. Było łażenie po lesie, było taplanie w jeziorku, zupa ze szczawiu prosto z pola, obfite zbiory cukinii, ogórków, rabarbaru i innych pachnących świeżością pyszności. Były kwaśne jabłka prosto z drzewa i widoki, dla których co minutę chciałoby się zatrzymywać samochód. A teraz jest więcej zdjęć niż z wyprawy do Londynu, bo polska wieś jest niezwykle inspirująca. No zobaczcie:



















 




 


 Trzeba dawkować napięcie. Fotki z pewnej przemiłej wizyty pojawią się później. Ha!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...