Wzięło mnie trochę, więc jeszcze się chwilę pobawiłam. Na wyzwanie Craft Artwork przygotowałam swoje pierwsze twinchie. Oczywiście nie wiedziałam co to jest. Okazuje się, że na przestrzeni nieco ponad 5 cm kwadratowych trzeba się zmieścić ze swą twórczością. W przypadku tego wyzwania, na tej powierzchni miały znaleźć się emocje. Niezwykłe, że cokolwiek udało mi się zmieścić w tym kwadraciku.
25 marca 2011
Przepis nr 6 - z tęsknoty za wakacjami
Jakaś dłuższa przerwa się przydarzyła. Najpierw dużo pracy, a potem coś strzeliło mi w barku i przez kilka dni byłam nieruchoma. Oczywiście jak to zwykle bywa, gdy tylko się usztywniłam, zaczęłam marzyć o scrapowaniu. Ale trochę trudno to robić, nie mogąc schylić głowy i mając ograniczony zasięg ruchów ręką.
Luby wykonał dwa masaże i przywrócił mnie do pełnosprawnych. Od razu rzuciłam się na zabawki.
Dziś dała o sobie znać tęsknota za wakacjami, słońcem, plażą i naszą najukochańszą Grecją. Sporo czasu minęło od naszych ostatnich prawdziwych wakacji. Mam nadzieję, że w tym roku to nadrobimy.
W ramach wakacyjnego scrapa, zupa Avgolemono. Kojarzy mi się z Grecją, choć nigdy jej tam nie jadłam. Znam tylko naszą wersję, zawsze gęstą do niemożliwości. To nasza zupa na poprawę humoru. Ostatnio często była przydatna. Może we wrześniu uda się nam spróbować tego dania w jego ojczyźnie. Trzymajcie kciuki!
Luby wykonał dwa masaże i przywrócił mnie do pełnosprawnych. Od razu rzuciłam się na zabawki.
Dziś dała o sobie znać tęsknota za wakacjami, słońcem, plażą i naszą najukochańszą Grecją. Sporo czasu minęło od naszych ostatnich prawdziwych wakacji. Mam nadzieję, że w tym roku to nadrobimy.
W ramach wakacyjnego scrapa, zupa Avgolemono. Kojarzy mi się z Grecją, choć nigdy jej tam nie jadłam. Znam tylko naszą wersję, zawsze gęstą do niemożliwości. To nasza zupa na poprawę humoru. Ostatnio często była przydatna. Może we wrześniu uda się nam spróbować tego dania w jego ojczyźnie. Trzymajcie kciuki!
16 marca 2011
Stary, ale jary
Już chyba od dwóch miesięcy żyłam sobie w błogim przeświadczeniu, że przecież mam dla Lubego prezent urodzinowy, jestem zwarta i gotowa na 16 marca. Zarezerwowałam dwuosobowy stolik u Hindusa. Wszystko pięknie, ostatni guzik dopięty. I wczoraj alarm. No a kartka? Ja wiem, po co mu kolejny kawałek zbędnej tektury. Ale ja chcę mu go dać. Dobrze, że Luby wyszedł na kilka godzin i mogłam rzucić się w pośpiechu na klecenie czegoś urodzinowego.
Dokonałam. Znów nie powiem, że jestem megadumna. Mogę za to powiedzieć, że tym razem kartka z wypierdem - z tyłu ma magnesik i można ją zamontować na lodówce. Żeby nie wymigiwał się, że nie ma gdzie jej wyeksponować, niach, niach.
SPEŁNIENIA MARZEŃ LUBOŚCI MOJA! i prezentów lepszych niż kolejny kawałek tektury.
Dokonałam. Znów nie powiem, że jestem megadumna. Mogę za to powiedzieć, że tym razem kartka z wypierdem - z tyłu ma magnesik i można ją zamontować na lodówce. Żeby nie wymigiwał się, że nie ma gdzie jej wyeksponować, niach, niach.
SPEŁNIENIA MARZEŃ LUBOŚCI MOJA! i prezentów lepszych niż kolejny kawałek tektury.
13 marca 2011
Niezwykle oryginalny tytuł - Wiosna
Na mojej liście blogów ten tytuł pojawia się w ilościach hurtowych. Ale w sumie czemu się dziwić, gdy za oknem takie słońce, takie ciepło, taki świergot ptaków. Brakuje jeszcze zieleni, ale to kwestia dni.
Z okazji wiosennej fotogry na Art Piaskownicy wrzucam zdjęcie ślicznego bukietu, który pewnego dnia przyniósł mi Luby. Po prostu nazrywał i uszczęśliwił mnie na kilka dobrych dni.
Z okazji wiosennej fotogry na Art Piaskownicy wrzucam zdjęcie ślicznego bukietu, który pewnego dnia przyniósł mi Luby. Po prostu nazrywał i uszczęśliwił mnie na kilka dobrych dni.
11 marca 2011
Moja pierwsza ATC
To dość niesamowite wgłębiać się w świat, którego kompletnie się nie zna. Kiedy zobaczyłam na Craft Artworku dniokobietowe wyzwanie pt. 'Kobieta vintage', nie mogłam go zignorować. W ciągu ułamka sekundy pojawiło się bowiem w mojej głowie zdjęcie, które bardzo chciałam do czegoś wykorzystać. Teraz, po śmierci taty, całej rodzinie często zbiera się na wspominki. Z szaf wychodzą zakurzone albumy, stare kasety VHS, pamiątki. Dlatego po raz pierwszy oglądałam fotokolekcję babci. Ku mojemu zaskoczeniu w jej albumie znalazłam bardzo liczną serię jej portretów, wykonywanych w eleganckim studio co kilka lat. Poruszyły mnie jej pierwsze tego typu sesje, gdzie trudno ją odróżnić od gwiazdy dawnego Hollywood. Wybrałam fotkę, na której moim zdaniem jest wystylizowana na Ingrid Bergman. I już chciałam przystąpić do dzieła, gdy w wyzwaniu przeczytałam, że dotyczy ono 'ATC'. Jako totalny scrapowy laik zaczęłam panikować. Na szczęście doczytałam, że chodzi o kartę kolekcjonerską. Bardzo małą więc trudno na niej wiele zmieścić. Mnie zależało przede wszystkim na tym zdjęciu, dlatego praca jest niezwykle oszczędna. Nie musi wygrać, ważne, że powstała.
10 marca 2011
Przepis nr 5 - rzutem na taśmę na wyzwanie
Że też, gdy na Art-Piaskownicy pojawiło się idealne dla mnie wyzwanie, musiałam być wyjechana, a potem mocno zajęta. Ech, ech. W efekcie rzutem na taśmę zadziałałam.
Zadaniem było scrapowanie na różowo i zielono. Czy to przypadkiem nie jest połączenie, za którym szaleję? Czy mój dom nie jest tego pełen? No właśnie!
W ostatniej chwili wzięłam się za klejenie. Te kolory pasują mi do wiosny i szukałam dania do książki kucharskiej, które najbardziej się z nimi kojarzą. I oto mnie naszło. Najpyszniejszny na świecie dziadkowy chłodnik. Buraczany sok rozbielony śmietanką, a do tego zielony szczypiorek, koperek. Doskonałe połączenie kolorystyczne.
Chłodnik odpowiada na wyzwanie w takim razie:
Zadaniem było scrapowanie na różowo i zielono. Czy to przypadkiem nie jest połączenie, za którym szaleję? Czy mój dom nie jest tego pełen? No właśnie!
W ostatniej chwili wzięłam się za klejenie. Te kolory pasują mi do wiosny i szukałam dania do książki kucharskiej, które najbardziej się z nimi kojarzą. I oto mnie naszło. Najpyszniejszny na świecie dziadkowy chłodnik. Buraczany sok rozbielony śmietanką, a do tego zielony szczypiorek, koperek. Doskonałe połączenie kolorystyczne.
Chłodnik odpowiada na wyzwanie w takim razie:
7 marca 2011
Londek, Londek Zdrój
Znowu w domu. Ostatni tydzień spędziliśmy szwędając się po ulicach/sklepach/zakamarkach Londynu. Po raz trzeci w niedługim czasie. I ciągle nie mamy dość. Choć już wiemy, że nie chcielibyśmy tam mieszkać. Teraz chyba na jakiś czas musimy zrobić przerwę, bo wydaliśmy horrendalną górę kasy. A w wakacje chcielibyśmy w końcu pojechać do ukochanej, wytęsknionej Grecji.
W ramach pamiątki, kilka fotek. Czuję, że musi z tego powstać jakiś album :)

W ramach pamiątki, kilka fotek. Czuję, że musi z tego powstać jakiś album :)
Selfridge jak zawsze niezawodny w kwestii tworzenia wystaw.
Po raz pierwszy wybraliśmy się na Camden. Wprawdzie zakupów nie było, ale miejsce interesujące.
London by night też musiał być, bo dotychczas nam się nie zebrało.
Załapaliśmy się też na Tłusty Czwartek. Mieliśmy smutną wizję tego dnia bez pączków, ale na szczęście znaleźliśmy godne zastępstwo.
W końcu dotarliśmy też na Greenwich. Już wiemy, skąd się bierze czas.
Na koniec wyjazdu z radością znów zawitaliśmy do Noodle Oodle, by rozkoszować się kaczką po pekińsku i kaczą zupą. Mmmmmmmmniam.
I tak na koniec. Nie byłabym sobą, gdybym nie zgromadziła kolekcji postaci.
Bosko było i tyle. Dziękujemy Gatti i Jareckiemu, którzy znów przyjęli nas pod swój dach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)