10 września 2012

Palcem po mapce

W nawiązaniu do poprzedniej notki, znowu nie po mojemu. Ale już przestaję narzekać. Jesteście kochane, dziękuję za wszystkie czułe słówka pod poprzednią i każdą inną notką! Dodają skrzydeł i zachęcają, by nadal próbować nowych rzeczy. Bo skoro akceptujecie, że czasem odbiegam od swoich klimatów, to chyba ja też powinnam. Mam jednak nadzieję, że niedługo uda mi się jednak zrobić coś absolutnie mojego i dodać notkę bez żadnych narzekań.
Dzisiejsza praca powstała na najnowsze, mapkowe wyzwanie na Art Piaskownicy. Ibisek przygotował nam bardzo ciekawy szkic, który każdą z nas zainspirował do czegoś zupełnie innego. U mnie jest cukiniowo.



Zerknijcie koniecznie na prace innych dziewczyn. Mnie powaliły. No i mam nadzieję, że również skorzystacie z tej inspirującej mapki.


9 września 2012

Co z tobą, Lejdi?

Ja nie wiem, ale wszystko jakoś ostatnio wychodzi mi zupełnie nie po mojemu. A to obce mi kolory, a to media, a to żurnale. Teraz ruszyłyśmy z szóstą edycją liftonoszkowych wyzwań i też zaczynam zupełnie dziwnie. Do zliftowania była praca Rysy, a ja zrobiłam coś, co wydaje mi się kompletnie nie moje. Ale może to dobrze?
Mam w każdym razie postanowienie, że teraz muszę zasiąść i zrobić coś, co mnie przekona. Nie wiem co to być powinno, ale może wyjdzie w praniu.
A tymczasem dziwny lift.



 Fotki oczywiście z wizyty na włościach Ulietty.

7 września 2012

Trauma z dzieciństwa

Trochę tu już mówiłam o kolorach, za którymi nie przepadam. Mam też takie jedno połączenie, które budzi we mnie drgawki. Żółty-zielony-czerwony. Kojarzy mi się z wzornictwem lat 90. Czasem jeszcze dorzucali do tego niebieski. To wzornictwo poznałam aż za dobrze, bo kiedyś rodzice przybyli do domu z radosną niespodzianką, że kupili mi kanapę. Czekałam na jej przybycie z lekkim podnieceniem. Aż w końcu ukazała się mym oczom. Żółta z odcieniem pomarańczu, w czerwone i zielone wzorki. Wiadomo jakie wzorki. Do dziś spotyka się je na ceratach oraz obiciach krzeseł ogrodowych. W tym momencie nastąpił jakiś gigantyczny wybuch płaczu i foch jak stąd do Nowego Jorku. Potem przez lata katowałam się oglądaniem tego mebla aż do dnia, gdy tę tragedię zastąpiła milusia czerwona sofka. Wtedy nie rozumiałam jeszcze, że rodzice nie mieli za wielkiego wyboru i kupili to, co się trafiło.
Najnowsze wyzwanie kolorystyczne na Art Piaskownicy przypomniało mi na początku o tamtych dniach. Wybrane przez Humę zdjęcie inspiracyjne jest wprawdzie superowe i nie można nic zarzucić jego kolorystyce, ale gdy pomyślałam, że ja mam coś w niej stworzyć, to zestresowałam się bardziej niż przed szyciem słonia. Biedziłam się strasznie i trochę widać, że nie mam wielkiego serca do tego zestawienia.


Na szczęście okazało się, że pozostałe członkinie DT czują się w tych kolorach świetnie i potrafią zrobić z nimi prawdziwe cuda. Zajrzyjcie więc na piaskownicowego bloga, pooglądajcie te dzieła i przymknijcie oko na moją traumatyczną pracę.



Najszybszy skrap świata

Moje ostatnie prace, także te, których jeszcze nie pokazałam, łączyło jedno - miały dużo elementów, dużo kolorów. Jedno takie dzieło właśnie leży a ja się zastanawiam czy jednak nie zrobić tego od nowa, jakoś prościej.
Toteż postanowiłam machnąć coś oczyszczającego. Zajęło mi to jakieś trzy minuty. Akurat gdzieś w necie napatoczył mi się plakat z filmu Barfuß (o smutnym polskim tytule Leila i Nick), który należy do moich ulubionych. I poczułam się zainspirowana. 
Latanie boso kojarzy mi się z jakąś niewinnością, bezbronnością, lekkością i czystością (no może nogi czyste nie są), stąd dobór trzech na krzyż materiałów.





Żeby lekkości stało się za dość, skrapa zrobiłam na przezroczystej folii, a nie na papierze. Tło przyjmuje więc aktualny kolor otoczenia. A tak se zaszalałam.
Na zdjęciu nie robi on specjalnego wrażenia, ale na żywo jest całkiem fajny.

Dla podniesienia ckliwości notki wrzucam, nie pierwszy już raz, fragment z filmu. Ale to tak naprawdę komedia jest i polecam bardzo, bardzo. Mówię to nie tylko jako piszcząca fanka Tila Schweigera.


6 września 2012

Pin me up!

Dziś trochę inaczej niż zwykle. Będą obrazki, ale nie mojego autorstwa. Za to ja się na nich prężę.
Sprawa wynikła na spontanie - umówiłam się z Anią na wzajemną sesję zdjęciową. Ponieważ wróciło lato, wymodziłam z siebie coś na kształt pyzatej pin up girl. Ania za to miała zapotrzebowanie na własne zdjęcia, bo zazwyczaj to ona trzyma aparat.
Nieco głupio było wyginać się w szortach w centrum Warszawy, ale wynalazłyśmy trochę mniej uczęszczanych zakamarków. Oczywiście wiadomo jak jest. Jak już udajesz króliczka Playboya i świecisz gołym tyłkiem, to dookoła przechodzą wszystkie ekipy remontowe z całej Polski. Ale taki żywot tap madl.
A teraz efekty tego świecenia:




 






 


 

Jestem, jak zawsze zresztą, zachwycona tym, co ta baba potrafi wyczarować. Donoszę, że Ani zdarza się marudzić, że nie umie robić zdjęć. Ehe.


Komu marzy się podobne wyprężanie, niech raz dwa odzywa się do Ani i jej Pastel Atelier.
Zdjęcia zrobione przeze mnie powędrowały do specjalistki, żeby spotkała je porządna obróbka. Pokażę, jak dostanę już ulepszone, bo co będę niedoróbami świecić.

5 września 2012

Nieład i wczesna udręka

To bardzo dobry tytuł jest. Bo to kolejny post z cyklu "mój pierwszy raz". Także, drogie Bravo, spróbowałam. Zrobiłam żurnalową stronę. Oczywiście nie sama z siebie, bo przecież zeszytów pod kątem art żurnala mam już z 20 i zalegają miesiącami. Zostałam po prostu przymuszona. W ramach rewizyty wpadła Czeko. Trochę jestem obrażona, że tylko na chwilę, ale mój stół nadal pozostaje wzruszony tym wydarzeniem. Powiem Wam, że Czeko przyszła i zaczęła się rządzić. Mówi mi 'rób żurnal'. I jeszcze mi tnie książki, daje jakieś cytaty. No błagam! Ale cytaty bardzo trafne się okazały. Odnoszą się idealnie do mnie żurnalującej. Pod czujnym okiem miszczyni zrobiłam nie za wiele, bo nie ogarnęłam o co chodzi. Ale udało mi się nauczyć kolejnej nowości - transferu fotki z gazetki. Czuję się taka PRO. Kiedy już pani profesor na mnie nie łypała, poczułam się jak spuszczona ze smyczy i... nawaliłam różu. Teraz Czeko już wie, że lepiej mnie pilnować.
Efekt jest taki:



Wdzięczna jestem ogromnie za to przyuczenie, opierdziel i motywację do spróbowania czegoś nowego. Nie wiem, czy sama spróbuję żurnalować, ale teraz już wiem, że to w ogóle możliwe jest. I powiem Wam, że jak wyczaicie gdzieś warsztaty Czekoczyny, to idźcie jak w dym. Ja już doczekać się nie mogę.

3 września 2012

Bąbelki

Dziś tak na szybciocha Was pozanudzam. Ostatnio w pracach były ogromne ilości baniek mydlanych. Żeby więc nikt nie zapomniał, że jestem cholernie monotematyczna, dziś znów coś na ten temat. Ale tym razem bańkowanie uwieczniłam na fotkach. W Art Piaskownicy ruszyła dziś bowiem nowa Fotogra, prowadzona przez Magdę M. Tematem są właśnie banieczki. Temat przeogromnie wdzięczny, więc chwytajcie za aparaty i łapcie promienie wrześniowego słońca.
Ja uznałam, że nie uda mi się uwiecznić uroczych baniek w locie, więc przyłożyłam to wyzwanie do moich ostatnich upodobań. Tak się prezentuje ten mokry szał tworzenia:








Zobaczcie koniecznie, co wyczarowały inne dziewczyny z Piaskownicy.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...