Ostatnio trochę się obsunęłam, za to dziś przystępuję do rescrapowego wyzwania w pełnej gotowości. Tym razem wyzywał Agiszon, który zobaczył kątem oka taśmę malarską i kazał nam jej użyć. Niecnie! Ale kto da radę, jak nie my?
Zabawę z taśmą zaczęłam od przyklejania jej do papieru bez składu i ładu. Przyklejałam, odrywałam, przyklejałam, odrywałam. Niemal jak na depilacji woskiem. A przy okazji za każdym razem papier się nieco uszkadzał. Bawiło mnie to niemal tak bardzo, jak pstrykanie folią bąbelkową, więc poniszczyłam karteczkę solidnie. Nie wiem, czy dobrze to widać, bo potem pochlapałam wszystko na biało i obraz zniszczeń uległ zmianom. W końcu porzuciłam głupie zajęcia i przykleiłam taśmę w tle. Jej kolor zgrał się z nim tak dobrze, że w sumie można jej nie zauważyć.
A w roli głównej moje ulubione ostatnio zdjęcie. Durne, nieostre, ale wygląda jak co najmniej z lat 70. To się chwali.
Lećcie teraz zobaczyć resztę prac rescrapowego zespołu, jako i ja lecę!
Zabawę z taśmą zaczęłam od przyklejania jej do papieru bez składu i ładu. Przyklejałam, odrywałam, przyklejałam, odrywałam. Niemal jak na depilacji woskiem. A przy okazji za każdym razem papier się nieco uszkadzał. Bawiło mnie to niemal tak bardzo, jak pstrykanie folią bąbelkową, więc poniszczyłam karteczkę solidnie. Nie wiem, czy dobrze to widać, bo potem pochlapałam wszystko na biało i obraz zniszczeń uległ zmianom. W końcu porzuciłam głupie zajęcia i przykleiłam taśmę w tle. Jej kolor zgrał się z nim tak dobrze, że w sumie można jej nie zauważyć.
A w roli głównej moje ulubione ostatnio zdjęcie. Durne, nieostre, ale wygląda jak co najmniej z lat 70. To się chwali.
Lećcie teraz zobaczyć resztę prac rescrapowego zespołu, jako i ja lecę!