4 czerwca 2013

Królewny się bujają

Och, jak ja tęsknię za scrapowaniem. Ostatnio czasu na przyjemności brak, więc gdy już się dorwę do papierów, to szaleję na całego. Dobrze, że motywują mnie jeszcze scrapowe zobowiązania, bo pewnie w ogóle zapomniałabym o kleju i nożyczkach.
Niezłym przypominaczem okazała się paczka ze sklepu scrapki.pl, a w niej koloooooory! A gdy każdego dnia moknę na maksa, bo trafiam na jakąś nawałnicę, to muszę utwierdzać się, że jest lato i jest pięknie.
Tym razem pomogło mi w tym zdjęcie z genialnie upalnego weekendu w Dworzysku z walniętymi towarzyszkami. A do tego dawka soczystych kolorów z Color Hills i innych fajowych marek.
Nie widać tego zbytnio na zdjęciu, ale próbowałyśmy się we trzy swymi zgrabnymi pośladami władować na jeden biedny hamak. Sprawiło nam to dużo trudności i bólu, ale dobre miny do złej gry zostały zachowane.
A tak w temacie szalonych weekendów, to kogo ściskam w sobotę na zlocie? I kto jeszcze nie ma śmiałości lub odwagi zapisać się na warsztaty? W końcu im nas więcej, tym weselej. Ja już nie mogę się doczekać tego zlotowego szaleństwa. Szczególnie, że tym razem odbywa się ono rzut kamieniem ode mnie. Tylko błągam, niech nie padaaaaaaa!
 
A tu jeszcze lista materiałów ze sklepu scrapki.pl, które trafiły na hamakową pracę: 

29 maja 2013

Take a Rizk

 Żurnalowy latający cyrk powraca. Tym razem inspirację wybrał dla nas Noomik i myślę, że autor wszystkim nam przypadł do gustu.


 Żurnalowałyśmy w stylu Kareema Rizka i czułam się trochę, jakbym robiła jakiś scraplift. Ten pan tworzy bowiem kolaże tak bardzo zbliżone do żurnalowych wpisów (oczywiście tych zdolniejszych niż ja scraperek), że aż poczułam się jak w domu.
Zajrzyjcie koniecznie na jego stronę i powpatrujcie się w te tła i mieszanki kolorów. No miód.
Mnie do stworzenia wpisu ogromnie zainspirowało zdjęcie z jakiejś darmowej hipsterskiej gazety. Kiedyś zupełnie nie przemawiał do mnie David Bowie, ale chyba z czasem, jak się człowiek starzeje, zaczyna inaczej patrzeć na świat. Teraz tacy ludzie zaczęli mnie fascynować, a to zdjęcie naprawdę magnetyzuje. Może magnetyzowałoby jeszcze bardziej, gdybym nie zakleiła mu oczu różową taśmą, ale tu się kolażuje i reklamacji nie uwzględnia się.




Bardzo się nie napracowałam, ale lubię ten efekt.
Jestem niezmiernie ciekawa, co wykombinowały: Ulietta, Antilight i Noomiy.

28 maja 2013

Dwa obżartuchy i grubas

Chlip, chlip, to mój ostatni dzień goszczenia się na blogu SODAlicious. Ale jak się żegnać, to z przytupem. Dlatego z grubej rury przywaliłam najgrubszy album w dziejach. Ledwo mu się kółeczka dopinają.
Bazą był genialny SODAlbum, których pozyskałam kilka i tak sobie biedulki nabierały mocy urzędowej, aż w końcu musiałam wykorzystać pierwszy z nich. Tak mi się spodobało, że teraz pewnie będę zużywać je w zastraszającym tempie!



Uwielbiam tę grube okładki z szarej tektury. Można na nich na maksa zaszaleć. Choć w sumie koniec końców znalazłam pocztówkę, która tak zajebiście pasowała mi do okoliczności, że to ona stała się główną bohaterką okładki.



Zapomniałam dodać, że album upamiętnia przybycie wielce szanownej Jasz na moje włości. To była chyba najbardziej spontaniczna wizyta ever, bo rozmawiałyśmy sobie 1 maja przez telefon, a następnego dnia rano już odbierałam wariatkę z autobusu.





Zaczęło się od znakomitego obiadu w znanej warszawskiej restauracji.





Później zdrowy napój, którego producent zapewnia, że stworzył go z samych naturalnych składników. Widać to szczególnie po kolorze. Ale w smaku też naturalność aż chrzęści w zębach.






Jak to już w scraperskim gronie bywa, ograbiłyśmy okoliczne sklepy z darmowych fantów. House się naprawdę popisał!





Ja oczywiście w sklepach znajdowałam najpiękniejsze towary.





Następnego dnia dołączyła do nas Clos, którą niestety również spotkało szczęście picia bubble tea. Obecność Clos poznać można po trzeciej rąsi na zdjęciu.






O i tu się Closkowa załapała. Wzgardzony przez nią naturalny napój także się uwiecznił.




A potem znów bawiłyśmy się we dwie. Puściły nam wszelkie dietetyczne hamulce. Ale ta baraninka omnomnom.



Coś mówiłam o dietetycznych hamulcach?





Wieczór został uświetniony występem artystycznym. Niestety tylko w komputerze.





A niestety rankiem trza się było pożegnać, chlip.




 


I uwierzcie mi, że tylko dlatego, coby bloga nie przeładować, nie pokazuję wszystkich stron. Bo na tego grubasa złożyło się ich jeeeszcze więcej. Cieszy mnie niezmiernie, że zużyłam sporo makulatury (właśnie tej łapanej za darmo po knajpach), która wiecznie u mnie zalega i czeka miesiącami na wykorzystanie. A teraz rach ciach i po kłopocie. Znajdziecie tu darmowe pocztówki, magazyny i ulotki.




O byciu playmate maja będę z pewnością wnukom opowiadać. Szykujcie się też, że przy każdym spotkaniu będę teraz mówić: "a kiedy byłam majowym gościem Sody...".

Ach, a w ogóle to zapomniałam pokazać pracy sprzed tygodnia. To jakby mało było zdjęć, dorzucam jeszcze scrapa.



23 maja 2013

Z mamą w bryce

Na scrapkowym blogu nowy tydzień inspiracyjny. Tym razem przypominamy, że lada moment superważne święto. 
Obawiam się, że zeszłorocznego prezentu na Dzień Mamy nie uda mi się przebić. To właśnie z tej okazji grana była wspólna sesja zdjęciowa. Ze względu na okres urlopowy, trudności ze zgraniem w czasie i różne kaprysy pogody, realizacja sesji przesunęła się na... wrzesień. Na szczęście pogoda nam sprzyjała i z powodzeniem można było udawać, że oto właśnie świętujemy majową okazję.
Jednym z miejsc, które odwiedziłyśmy przy okazji tej sesji, było wesołe miasteczko. Powstało tam sporo wariackich zdjęć, a moje ulubione pochodzą z toru dla samochodzików. Rozbijałyśmy się jak szalone i jakoś najbardziej ten klimat przypasował mi do scrapa z okazji Dnia Mamy.

W oddaniu atmosfery wesołego miasteczka pomogła mi kolekcja "Hopscotch" firmy Kaisercraft. Papiery mają szalone, wyraziste i kolorowe wzory. A ten, który wybrałam jako bazę, może właściwie sam stworzyć tło pracy.
Na wyrazistej części papieru lepiej nie przesadzać z dodatkami, bo i tak nie będzie ich zbytnio widać. Ale już na gładszej części można sobie poszaleć. Ja trzymałam się marki Kaisercraft. Różowy pasek przez środek to kawałek innego papieru z kolekcji Hopscotch.
Wykorzystałam też dwa ukochane ostatnio alfabety tej marki. Uwielbiam ich intensywne kolory i duży format. Ponieważ pomarańczowy alfabet na różowym tle nie był bardzo widoczny, obrysowałam go białym Distress Markerem. 
Na dole pracy użyłam jeszcze jednego alfabetu Kaisercraft, tym razem mikroskopijnego. Jest fantastyczny do robienia journalingu. Tycie literki wymagają cierpliwości, ale efekt jest wart wysiłku.
W kolekcji Hopscotch znajdziecie też pasujące dodatki. Ja wykorzystałam rub onsy, a konkretnie napis „Best day ever”.
Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się choć częściowo powtórzyć zeszłoroczny sukces prezentowy. oże być ciężko, bo wciąż nie mam pomysłu :/

A te materiały pochodzą ze sklepu scrapki.pl:
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...