27 czerwca 2013

Tuliiiimy!

Na blogu scrapkowego DT znów mamy comiesięczne wyzwanie tematyczne. Tym razem wystartowało ono w Dzień Przytulania i właśnie tej czynności jest poświęcone. Ja miałam okazję załapać się w poniedziałek na obściskiwanie na ulicy z jakąś obcą dziewczyną, która na zlecenie jakiejś firmy przytulała się do ludzi. Ja się pytam, czemu dziewczyna?
Nie wspomnę już, jak bardzo upalny był to dzień i jak bardzo ciężkie warunki pracy miała laska, która musiała przytulać się do tych mokrych ubrań.
No ale teraz o scrapie poświęconym znacznie milszemu przytulaniu. Miniony weekend był jednym z najfajniejszych w mym długim życiu, bo chyba nawet jako 15-latka nie czułam się tak bardzo 15-latką jak przez te kilka dni. Śpiewanie w samochodzie, skakanie do wody bez zwracania uwagi na falujący cellulit i wpieprzanie czekoladowego fondue na śniadanie to naprawdę wyczyny, które przybliżają prawdziwe życie do amerykańskich filmów.
Ale podczas tego weekendu było też trochę czasu na przytulanie. Najbardziej fotogenicznym przytulakiem (nie ujmując niczego dziewczynom, oczywiście) była sunia Mela, którą miałyśmy okazję poznać nad jeziorem. Wszelkie buldogowate psiaki budzą we mnie jakieś matczyne uczucia (no dobra, wszystkie psiaki, nie tylko buldogi), więc było trochę miłości. A instaxowy focisz od razu poleciał na scrapa.
Wykorzystałam na nim w większości najnowsze amerykańskie kolekcje ze scrapki.pl. Jeśli jeszcze ich nie przeglądałyście, to koniecznie nadróbcie!

Papier bazowy marki Pebbles to mój absolutny faworyt z kolekcji Lakeside. Znakomitym jego uzupełnieniem są dodatki z linii Yes Please Amy Tangerine.
Zakochałam się w kolorowych alfabetach i naklejkach. Wykorzystałam też nowe papiery Studio Calico oraz cudny ćwiek z psiakiem z kolekcji Here + There
 
Mam nadzieję, że Wasz dzień przytulania był równie słodki, jak mój.
A oto lista wykorzystanych materiałów: 

16 czerwca 2013

Słitfocie i dzióbki, dużo dzióbków, czyli kwintesencja VI Zlotu

To już tydzień temu było? A mam wrażenie, jakbym jeszcze tam była. No nic, to będzie późna relacja, ale za to pełna kompromitujących fot, więc na pewno warto było czekać.
Dla mnie VI Zlot Scrapbookingowy w Warszawie rozpoczął się w piątek, a zakończył w poniedziałek.  Okazji do różnego rodzaju żenujących zdjęć było więc naprawdę sporo.

Najpierw prosto z pracy śmignęłam po dworcowy odbiór teamu SODAlicious.


No i się zaczęło. Trzeba było oczywiście odwiedzić kulturalne miejsca...


Nula po jakichś dwóch godzinach chciała wracać do domu.


Ale potem dołączyli Ula z Grzesiem i można było ukoić nerwy, przygotowując się na zlot...


... i pijąc oranżadę.


A potem przyszła sobota, bieganie w popłochu, zbiorowe zabiegi upiększające i tachanie tobołów, by przybyć na zlot. Jak fajnie było móc iść na niego pieszo, ech.
Najpierw było rozstawianie SODY.






I pierwsze dzióbki...


A potem przerzuciłyśmy moce przerobowe na stoisko scrapki.pl, bo to w końcu nasz ulubiony DT.


Nawet Pan Prezes się załapał.



Zlot się jeszcze nie zaczął, a Martusia już planowała ucieczkę. Na szczęście przekonałyśmy ją do pozostania dzięki...


... dzióbkom!


Potem nastąpił czas handlowania. Na chwilę zmieniłyśmy z Ulą tożsamość.


fot. Immacola

fot. Immacola
A potem zostałyśmy elfami-pomocnikami w Scrapkach.



Zawsze musi się też znaleźć chwila na dzióbki z tymi znanymi dłużej...




... i krócej.


A tak to wszystko wyglądało w ujęciu ogólnym.





W połowie zlotu trza było myknąć na nasze recyklingowe warsztaty.




fot. Ulietta

fot. Ulietta

fot. Ulietta


Miałyśmy naprawdę superfajną i superzdolną grupę. Szersza warsztatowa relacja na Przyklej To!

fot. Ulietta
Zlot się zakończył, co nie oznacza, że wszyscy rozeszli się do domów. Impreza dopiero się rozkręcała.





A potem żarcie i oranżada, których o dziwo nie mam na zdjęciach. Może byłam zbyt głodna i zbyt spragniona. Antilight i Marysza wkrótce od nas uciekły. Tłumaczyły to rychłym przyjazdem pociągu, ale może po prostu miały dosyć dzióbków?
Wycieczka choć mniejsza, nadal próbowała sobie radzić.


A taki był bilans tego weekendu.


Na szczęście została nam jeszcze całą niedziela na robienie siary.




A pogoda była tak miła, że zalała trasę wylotową do Białegostoku i goście, nawet jeśli nie chcieli, zmuszeni byli do przeżycia ze mną jeszcze do poniedziałku. Dzięki, burzo!

No i to by było na tyle.
Jeszcze tylko, w ramach podsumowania, kwintesencja ubiegłego weekendu.

fot. Ulietta, a właściwie Grześ
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...